Idaho 2013
Wyprawa z Szymonem nie będzie moim pierwszym wyjazdem w dzikie Idaho, gdzie w 2013 roku polowałem przez dwa miesiące. Główna różnica od tegorocznego wyjazdu polegała na bardziej współczesnym wyposażeniu, oraz tym, że do obozu można było dojechać samochodem. Nieutwardzoną drogą, czterdzieści kilometrów od najbliższej ludzkiej osady, ale jednak. Żyłem z flintą i psem na skraju dziczy, u wrót przepastnej puszczy. Przychodzili jej dzicy mieszkańcy, by krążyć wokół naszej małej chatki: codziennie rano para kruków sprawdzała czy jeszcze żyję, obchodził obóz kuguar, spacerowała w okolicy niedźwiedzia mama z maleństwem, szczekały nocami kojoty i wyły wilki, biegały chmarami jelenie i przyjeżdżali czasem miejscowi myśliwi.
Żyłem tam i myślałem, co by było, gdybym opuścił w miarę bezpieczne rubieże cywilizacji i zapuścił się wgłąb bezdennej kniei. Do tego porzucił cywilizacyjne udogodnienia i zrobił to po staremu, w wełnianej kapocie i w skórzanych trzewikach… Myśl dojrzewała pięć lat, by wreszcie zaowocować. To już tak niedługo, za tydzień!
Póki co siedzę i przeglądam zdjęcia z tamtego wyjazdu, czytam stare notatki, odświeżam kontakty ze znajomymi z Idaho i pakuję plecak.