Straszni ludzie z brodą

We współczesnej świadomości funkcjonuje wyobrażenie twardego człowieka lasu, którego nieodłącznym atrybutem jest bujna broda. O ile jeszcze skojarzenia z działaniami zbrojnymi, zielonym survivalem trenowanym przez wojskowych może przywoływać na myśl gładko ogolonego żołnierza albo Beara Gryllsa z dwudniowym zarostem (który nadludzką siłą woli musiał zapuszczać w hotelowych pieleszach, by wizualnie uwiarygodnić telewizyjną fikcję odcięcia od cywilizacji), to jeśli idzie o kulturę ogólnie rozumianego bushcraftu, brać jest gromadnie brodata.

Dwudziestopierwszowieczne telewizyjne wyobrażenie człowieka lasu.

Wizja jest taka: człowiek bujnie brodaty to najprawdopodobniej człowiek płci męskiej, żyjący w leśnych ostępach bez kontaktu z innymi i nie dbający o cywilizacyjne konwenanse. Samowystarczalny, nie pytający o zdanie i gwiżdżący na wszystko co ludzie powiedzą. Jak dziewiętnastowieczny traper!

Sam, przyznam, lubię nosić brodę i sam pielęgnuję powyższe wyobrażenie. Jest jednak z nim problem i to wieloraki! Po pierwsze, człowiek który gwiżdże na to co ludzie powiedzą, zarost ma taki na jaki ma ochotę, a nie jakiego się od niego wymaga. W sytuacji gdy znakomita większość środowiska brody nosi i bród od siebie nawzajem w pewnym stopniu oczekuje, powyższe przestaje być prawdą.

Po drugie, znakomita większość z nas nie siedzi w lesie na jednej wyprawie tak długo, żeby nam ta broda aż tak bardzo urosła. Jeździmy do lasu na weekend, tydzień, dwa, może nawet i miesiąc, a nosimy roczne brodziszcza. Nie ma w tym nic złego, ale warto zauważyć, że nie są niczym innym, jak konwenansem właśnie. Nie jestem tu wyjątkiem – na miesięczną wyprawę w Góry Skaliste w 2018 roku brodę zapuszczałem na sześć miesięcy wprzód! 🙂

Moje własne wyobrażenie leśnego człowieka.

Po trzecie, twierdzenie, że dziewiętnastowieczni traperzy nosili brody (a my możemy być skłonni twierdzić, że na ich cześć tak się dziś stylizujemy) jest… nie do końca prawdą. Traperzy jak najbardziej się golili!

Pisząc o traperach mam na myśli amerykańskich fur trappers, czyli ludzi zajmujących się północnoamerykańskim handlem futrami, którego szczyt przypadł na pierwszą połowę XIX wieku. Futra na handel zdobywali chwytając zwierzynę (polując lub częściej, by nie zniszczyć futra, łapiąc w sidła – z angielska traps, stąd określenie trapper) oraz kupując je od Indian. Ludzie ci, owszem, przebywali długimi tygodniami w zupełnej dziczy, ale regularnie też kontaktowali się z Indianami. I w tym jest klucz do zagadki.

Indianom zwykle brody nie rosły, a to co rosło, wyskubywali. Lica mieli gładkie i była to u nich dość powszechna społeczna norma, a biali brodacze budzili w nich szok i odrazę. Zarośnięte twarze nazywali psimi mordami, nie ufali im i nie chcieli z nimi handlować. Chcąc dobić udanego targu należało się więc przed spotkaniem ogolić. Brzytwy znajdowały się na wyposażeniu ówczesnych traperów i raczej nie były na handel – Indianie kupować by ich nie chcieli. Hugh Glass, słynny traper (bohater min. Zjawy, książki i filmu o jego spotkaniu z niedźwiedziem grizzly) i jego kompani nosili brzytwy. Brzytwy użył raz Glass, by wyciąć grot indiańskiej strzały z ciała. Skąd więc to współczesne wyobrażenie brodatego trapera? Przecież Leonardo Di Caprio i Tom Hardy, grający zawziętych wrogów w Zjawie brody mieli kudłate! Różnili się wąsem (o czym wspomnę poniżej), ale psie mordy mieli jak trzeba…

Dwudziestopierwszowieczne wyobrażenie dziewiętnastowiecznego trapera. Broda jest bujna, ale wąs przycięty.

W czasach współczesnych traperom (pierwsza połowa XIX w.) malował ich wizerunki Alfred Jacob Miller (1810–1874). Na jego obrazach ludzie są ogoleni albo mają względnie krótki zarost, taki który ktoś strzygł albo regularnie co kilka tygodni golił.

Portret trapera malowany przez człowieka który go widział na własne oczy. Antoine Clement, pędzla Alfreda Jacoba Millera.

Sprawy nabrały innego toku w drugiej połowie XIX w. Wtedy po pierwsze bujny zarost stał się powszechnie modny na salonach zachodniej cywilizacji i Darwin czy Marx do dziś straszą nas z ilustracji monstrualnymi zarostami. Wtedy też przyszła pierwsza moda na traperów. Nie byli już ludźmi współczesnymi, stali się wyobrażonymi. Jako brodatych twardzieli wyobrażał ich sobie między innymi Frederic Remington (1861–1909). W latach 70., 80. malował ubranych w skóry i futra brodaczy, mocno przyczyniając się do utrwalenia takiego wizerunku.

Traper w wyobrażeniu Frederica Remingtona.

A dziś? Dziś jest podobnie! Brody wróciły na salony około dekadę temu. Powstały salony barberskie, gdzie mieszczanie na wzór wiktoriańskich mogą pielęgnować bujne owłosienie. Samo w sobie to jest moim zdaniem pozytywne – broda jest częścią męskiej tożsamości i warto ją kultywować. Należy jednak mieć świadomość, że te nasze bushcraftowe brody to tylko przeniesienie ogólnego współczesnego trendu na leśną niszę. Jeszcze nie tak dawno survivalowi guru golili się na gładko. Dziś – brodzieją, zgodnie z duchem czasów.

A co z wąsem? Z wąsem jest sprawa ciekawa. O ile brody stały się w ostatnich latach modne, to wąs nie aż tak bardzo. Brody mogą być bujne ponad wszelką przyzwoitość, bujny zasłaniający usta sumiasty wąs bywa mniej mile widziany. Przaśny jest. Przekłada się to na nasze wizerunki. Wielu jest brodatych bushcraftowców ze zgolonym wąsem, wielu z równo do linii ust przyciętym, bardzo niewielu z bujnym. Ma to nawet odzwierciedlenie w Zjawie: dobry bohater (Di Caprio) ma równo przycięty wąs, zły bohater (Tom Hardy) ma wąs krzaczasty. Próbując wczuć się w przedstawioną historię musimy więc wyobrazić sobie zapuszczonego okrutnie Glassa z tłustymi długimi kudłami i splątaną brodą, który nożyczkami co kilka dni przycina w obozowisku wąsik. Mogło i tak być, ale warto zwrócić uwagę, że więcej w tym całym wizerunku traperstwa nas samych, a mniej dziewiętnastowiecznych bohaterów.

Dwudziestopierwszowieczne wyobrażenie dziewiętnastowiecznego trapera, który do tego jest gnidą. Broda bujna i wąs bujny.

No i co teraz? Nic. Brodę to mam, to golę, dotąd zawsze w cywilizacji. Zabiorę jednak na następną wyprawę (na której mogę sobie pozwolić na więcej sprzętu i luksusów) zestaw, który byłby nieobcy wielu dziewiętnastowiecznym podróżnikom. Szczególnie tym z wcześniejszych dekad… Będę się golił! 🙂

Howgh!

Zestaw toaletowy na zbliżającą się wyprawę w dzicz: ręcznik, drewniany grzebień, drewniana szczoteczka do zębów, pasta do zębów w sztyfcie, szare mydło, pędzel do golenia, brzytwa.

10 uwag do wpisu “Straszni ludzie z brodą

    1. Moje doświadczenie obozowania przez miesiąc z największą brodą jaką miałem w życiu jest takie, że nie ma ona żadnego znaczenia. Do tego stopnia, że nie mając lusterka przez tak długi czas zapominałem, że mam brodę. Czasem się za nią łapałem ze zdziwieniem.

      Ale wąs (też gigantyczny) oczywiście cały przypominał o sobie, właził w żarcie, picie. Fajny był, hartował silną wolę. 😀

      Polubienie

  1. Brodę przez chwilę miałem, gdy się połamałem i okazało się, że lewą ręką gębę pociąć mogę wielokrotnie bardziej niż zazwyczaj, więc sobie na pewien czas darowałem… ale bez przycinania nożyczkami wąsów by mi do ust nie wchodziły… to by było ciężko.

    Polubienie

  2. Mój dziadek rocznik 1909 cieśla rodem z Chodorowa, o którym mój ojciec mówił że gdyby poszedł do lasu goły i głodny, wróciłby ubrany obuty i najedzony, golił się podobnym zestawem, ale z tego co pamiętam używał jeszcze paska skórzanego do (ostrzenia? gładzenia?) brzytwy.

    Polubienie

Dodaj komentarz