Dzikie zwierzęta: cudne niebezpieczeństwo.

Gdy blisko dwadzieścia lat temu pierwszy raz w życiu nocowałem samotnie w lesie, bałem się dzików. Nie byłem za bardzo pewien czego konkretnie się boję, nie byłbym w stanie opisać możliwego scenariusza w którym dzik przychodzi do obozu zrobić mi krzywdę. Nocny las był jednak tajemniczy, nieznany, obcy. Blady księżyc oświetlał nagie gałęzie drzew, a ja wiedziałem tylko, że są w nich dzikie zwierzęta z dużymi „kłami”. Zwierzęta gotowe zabić.

Warto zdać sobie sprawę, że bronią czy bez, jesteśmy w lesie jedną z najstraszliwszych bestii. Las i jego mieszkańcy boją się nas panicznie i mają ku temu wszelkie przesłanki. My mamy o wiele mniej powodów do lęku.

Gdy dekadę później wyruszałem w pierwszą samotną wędrówkę przez lapońską tajgę, panicznie bałem się niedźwiedzi. Coś o ich zachowaniu wiedziałem, ale zbyt mało, by zapanować nad strachem. Wiedziałem, że może je zwabić zapach jedzenia, że mogę przypadkiem wystraszyć miśka, albo wejść pomiędzy matkę i młode. Nie wiedziałem jednak, że niedźwiedzi tam jest bardzo mało, że te z europejskiej dalekiej północy są nienawykłe do człowieka i bardzo płochliwe. Nie wiedziałem jeszcze, że temat bezpieczeństwa w krainie niedźwiedzi jest bardzo skomplikowany, zależny od bardzo wielu czynników. Że właściwe zachowanie w jednym środowisku może być najgorszym w innym.

Ślady niedźwiedzia brunatnego na dalekiej północy. Śnieg był świeży, spadł kilka godzin wcześniej. Świeży był też więc i trop. Możliwe że miś obserwował mnie z pobliskich krzaków. Zamiast lęku poczułem radość z obcowania z naturą. Bardzo… wyzwalające uczucie.

W ubiegłym roku obozowałem w krainie baribali, pum i wilków i bałem się już o wiele, wiele mniej. Co ciekawe, jedne z najgorszych scenariuszy się ziściły: niedźwiedź dobierał nam się do jedzenia, po okolicy krążyła wielka puma, a wilki całymi dniami wyły wokół obozu. Naszymi ścieżkami truchtał ogromny łoś z rozłożystymi łopatami. Ja jednak zamiast się bać cieszyłem się jak nigdy. Miałem okazję doświadczać natury w jej dzikiej okazałości. Być w miejscu i czasie, nad którym jeszcze człowiek do końca nie zapanował, gdzie pozostało jeszcze nieco dzikiej nieprzewidywalności.

W obozie mieliśmy broń, gotowi jej użyć. O wiele jednak ważniejsza była świadomość bardzo niskiego ryzyka i wielkiego nieprawdopodobieństwa konieczności jej użycia. O wiele bardziej baliśmy się drzew!

Powiecie: oszalał! Cieszy się, że w krzakach może czaić się włochate bydlę zdolne go okaleczyć, obedrzeć ze skóry, pożreć żywcem? Tak, nie inaczej właśnie. Cieszyłem się że jest taka ewentualność, tak samo, jak ktoś kto kocha pływać może cieszyć się, że są jeszcze na świecie czyste jeziora, morza, rzeki i niestrzeżone kąpieliska. Mimo, że może w nich utonąć. Tak samo jak ktoś, kocha motoryzację, cieszy się że samochody prowadzimy jeszcze samemu, że wszystko nie jest zautomatyzowane i bezpieczne. Mimo, że można za to zapłacić życiem.

Trop dużego kota. Krążył wokół mojego obozu w 2013 roku. Był jednak pies, człowiek i strzelba, a kot miał inne zmartwienia na głowie niż z nimi zadzierać.

W tym samym lesie stały też drzewa, które mogły się na nas przewrócić i zabić w ułamku sekundy, zmiażdżyć kręgosłup albo wybić oko, a ryzyko to było o wiele większe niż to spotkania z dziką bestią. Cieszyłem się że te drzewa tam jeszcze są. Cieszyłem się, że jest rzeka, drzewa, niedźwiedzie, łosie i pumy, że brak jest poręczy, barierek, dróg ewakuacji i ratowników.

Howgh!
Rufus

PS. W dziczy trzeba toczyć codzienny bój z dzikimi bestiami, są jednak o wiele mniejsze niż nam się zwykle wydaje. Las jest pełen złodziei i krwiopijców. Strzec trzeba żywności przed sójkami, lisami, kunami. Strzec trzeba ubrań i koców przed myszami. Na naszym ostatnim wyjeździe sójki ukradły wiewiórkę, a myszy powygryzały dziury w wełnianym kocu. Była już późna jesień, więc na szczęście krwiopijcy – meszki, komary, kleszcze – już nie dokuczały.

Jak uchronić prowiant przed bezczelnymi sójkami, myszami, lisami, kunami? Powiesić na drzewie, przykryć gałązkami. Sójki potrafią być szczególnie namolne: siedzą na drzewie obok, obserwują gdzie chowasz prowiant, uczą się twoich zwyczajów, patrzą kiedy opuszczasz obóz by w kilka sekund zwinąć kruszejącą na mrozie wiewiórkę.

4 uwagi do wpisu “Dzikie zwierzęta: cudne niebezpieczeństwo.

  1. Żeby wiedzieć, iż najgroźniejsze są kleszcze i drzewa, trzeba nabrać doświadczenia. Też wędrowałem sam 7 dni w krainie, gdzie rok wcześniej niedźwiedź uśmiercił człowieka. Ale to meszki i komary poszerzały horyzonty mojej wytrzymałości psychicznej. Zaś w moim weekendowym dominium polsko-słowackiego pogranicza, prócz kleszczy i drzew, grymasu niepewności czy po kolejnej dobie w lesie, wyjdę z niego bez poważnego uszczerbku na zdrowiu, dodają mi leśnicy i myśliwi :/ Nie da się znaleźć terenu na biwak, od którego w promieniu 50 metrów nie przebiega droga leśna, a w zasięgu wzroku nie ma drzewa, którego nie przecięła piła motorowa.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Mam pytanie właśnie odnośnie kleszczy. Sam jestem miłośnikiem przyrody, lecz od kilku lat do wyjść na łono natury i spania po krzakach skutecznie odstrasza mnie epidemia kleszczy roznoszących krętki borelli. Zauważyłem, że twoje wędrówki odbywają się zazwyczaj na przełomie jesieni – zimy – wiosny, czy to właśnie ze względu na niską temperaturę która usypia kleszcze ? Jakie masz poza tym sposoby radzenia sobie z tym problemem ? pozdrawiam

    Polubienie

    1. Kleszcza można złapać niemal przez cały rok.

      Jeśli obozuję gdzieś daleko – w Laponii albo Stanach, to tam nie boję się borelii, bo nie mają takiej epidemii jak u nas.

      W Polsce najlepiej zaimpregnować spodnie permetryną, nosić długie nogawki, po przyjściu do domu pod prysznicem albo w wannie przetrzepać całe ubranie i wytrząsnąć z niego kleszcze, no i obejrzeć całe ciało.

      Z borelią jest tak, że im wcześniej, tym lepiej. Jeśli znajdziemy wbitego kleszcza wcześnie, w ciągu doby, dwóch, i go sprawnie usuniemy, to ryzyko zakażenia borelią jest mniejsze. Najgorsze są kleszcze które się opiły dużo krwi albo takie które zgnietliśmy.

      Jeśli nie szkoda nam pieniędzy, można zrobić wyciągniętemu kleszczowi test i jeśli okaże się nosicielem, lekarz przepisze antybiotyki które na tak wczesnym etapie będą o wiele skuteczniejsze.

      Pomimo wszystko radzę się przełamać – szkoda życia na życie w strachu. Zapobiegać, działać i cieszyć się pięknem przyrody 🙂

      Polubienie

  3. Ciekawe spostrzeżenia, co do kleszczy to zgadzam się z Rufusem, prędzej czy później…szkoda życia w strachu. Ja średnio wyciągam 6-8 kleszczy w ciągu roku, żona, z którą często wybieram się na wędrówki ( w sezonie grzybowym prawie codziennie ) nawet więcej (dodam, że tak od wczesnych lat 90:). Podobno są regiony , gdzie kleszcze są bardziej niebezpieczne (Mazury), u nas, na Kaszubach widać nie. Podoba mi się zdanie, że „bardziej baliście się drzew”, to prawda. Wielokrotnie gdy cicho przemierzałem knieje w puszczy (mamy, mamy) , naszedłem na zwierzynę (zając , sarna ), dlatego teraz staram się idąc wywołać delikatny hałas szurając liśćmi lub czasem stuknąć „kijem wędrowca” w drzewo. Ktoś kiedyś powiedział, że się „zakradł” i obserwował wilka, to nieprawda, wilk dawno go pierwszy zauważył i z ciekawości dał się obserwować. Pozdrawiam !

    Polubienie

Dodaj komentarz